Przyszło nowe. Tablet, czyli skrzyżowanie mądrego telefonu (smartfonu) z niewielkim komputerkiem – zbłądził pod strzechy. Uzbierane 429 PLN zostało dzisiaj zamienione na chiński tablet.
Jasne, każdy wolałby jabłuszko, ale cóż, nie każdego stać na wydatek około 2.000 PLN.
Moje nowe cacko ma ekran LED (czyli podświetlany LCD) o przekątnej prawie 18 cm (dla angielskometrycznych – 7 cali). Sam ekran ma 8,6 x 15,3 cm, więc proporcje ma panoramiczne 16:9. Mieści się w kieszeni marynarki i w damskiej torebce.
Początek zaprzyjaźniania się ze sprzętem oceniam ujemnie.
W sklepie sprawdziliśmy – działał, choć pustawy system niewiele miał do zaoferowania, więc i do zaprezentowania.
W domu też pozwolił się odpalić, więc po omacku wędrówka po menu.
— przerwa obiadowa —
Nagle tablet odmawia włączenia! Wpadam w panikę. Czarno widzę: no tak, wiadomo, tani chińczyk…
Absolutny brak instrukcji! W necie udało się, co prawda, wyszperać angielskojęzyczny opis Androida 4.0, ale np. idiotoodporny opis portów dla początkujących – zapomnij! A jestem osobą raczkującą w temacie.
Cholera, jutro znowu trzeba będzie jechać kawał na Mokotów! Robi się nieprzyjemnie.
Świeci się tylko jakaś niebieska dioda. Podłączam zasilanie – dioda czerwienieje. Cholerny brak opisu!
Po godzinie okazało się, że po prostu siadła bateria. Wszystko jest OK. Napił się trochę prądu i spokojnie odpalił. Uff.
Mam piękny, nowy tablet 🙂 I like it 😀
Od jutra uczę się nowego systemu.
Dobranoc – – –